Zabieram Was dziś do Afryki. Już sama nazwa kontynentu kojarzy się z przygodą. A kraj, o którym chcę tu napisać obfituje w nazwy, które są melodyjne i łatwo zapadają w ucho, a zarazem brzmią jak magiczne rytuały, czy tańce przy werblach tam tamów. Sami posłuchajcie: Wagadugu, Bobo Dioulasso, Banfora, Tenkodogo….
A tak naprawdę? …..
Nie jest zbyt różowo niestety. To dość trudny kraj, bo:
– jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów świata (za nim jeszcze kilka innych krajów afrykańskich takich jak Niger, Burundi czy Erytrea). W zasadzie 80% osób pracuje w rolnictwie, a ziemia jest bardzo mało urodzajna i z powodu położenia tego kraju w dużej mierze na Sahelu Tropikalnym, gdzie pora deszczowa jest słaba i bardzo krótka, kraj pustynnieje. Bez pomocy z zewnątrz, do której i tak nikt się nie spieszy, będzie tylko gorzej.
– niepodległość Górna Wolta, bo tak do 1984 roku nazywano ten kraj, jak wiele pobliskich krajów afrykańskich uzyskała w latach 60-tych. Sama nazwa Burkina Faso w języku mossi i diula oznacza ”kraj prawych ludzi”, przesłanie prezydenta, który tą zmianę zaproponował było niewątpliwie bardzo szlachetne. Okres niepodległości nie jest łatwy i państwo samo nie posiadając ani bogactw naturalnych, ani oszałamiającej przyrody, ani populacji unikalnych zwierząt nie może znaleźć swojego miejsca na mapie turystycznego świata.
– nie jest tu też łatwo z bezpieczeństwem :(. Niby wszystko dość dobrze, ale powtarzające się ataki ekstremistów zwanych często dżihadystami północy bardzo destabilizują sytuację kraju i skutecznie odstraszają i tak nie za licznych turystów (głównie Francuzów).
Jakie są plusy? Czy jest tu coś dlaczego warto się zapuścić w ten skrawek Afryki Zachodniej?
Według mnie tak.
Zacznę od kolorytu mieszkańców. Rośli, radośni, niektórzy mili, ciekawi i kolorowo ubrani. Niekoniecznie mówię o kobietach. Mieszkańcy Afryki Zachodniej mają lekkość w dobieraniu wzorów geometryczno kwiatowych i szyciu z nich „garniturków”. Całość tworzy przedłużona koszula oraz szersze spodnie. W takim „oczo-pląso” garniturku zasuwają po placach i ulicach najczęściej na motorze.
A kobiety? Kobiety wyglądają jak kwiaty. W miastach zajmują się handlem ulicznym, na wsiach pracują na roli uprawiając bawełnę, proso, sorgo i to co ciekawe uzyskując także bardzo cenione w kosmetyce masło shea. Burkina Faso leży w tzw „paśmie shea”, który rozciąga się od Senegalu po Ugandę.
Warto temu ostatniemu poświęcić chwilę uwagi: Masło shea to nic innego jak olej roślinny pozyskiwany z orzechów lub nasion afrykańskiego drzewa Vitellaria paradoxa czyli drzewa masłowego. I jedne, i drugie zbiera się ręcznie, oczyszcza, suszy a potem rozłupuje i praży. Cały proces jest bardzo pracochłonny i bardzo czasochłonny. Uzyskaną pastę miesza się z wodą i gotuje.
Zbierająca się na powierzchni piana przypominająca śmietanę to właśnie masło shea zwane też masłem karite.
No ale nie dla masła tu przyjechałam :). To co zawsze chciałam zobaczyć to meczety wykonane z gliny, które są tak charakterystyczne dla tej części Afryki. Najsłynniejszy znajduje się w Mali w Dżenne, ale Burkina też może poszczycić się kilkoma, a co ważne do tych w Burkinie mogą wejść nie tylko muzułmanie :).
W drodze z Wagadugu do Bobo Diuulasso zatrzymaliśmy się w Ouahabou, gdzie zobaczyłam pierwszy z nich. Wioska została założona w 1815 roku przez El Hadji Karantho Mahamadou, a meczet powstał około 1830r. Pokazuje on jak cennym surowcem może być glina w rękach artysty! Jego wielkość, sklepienia robią wrażenie szczególnie gdy patrzy się przez pryzmat biednej, małej wsi, która go otacza. Jak każda tego typu budowla musi być regularnie naprawiamy, a wymywana przez deszcz glina uzupełniana. Ten najwyraźniej został przejęty przez lokalne dzieciaki, które coraz liczniej zbiegały się na plac odkąd pojawiłam się na horyzoncie.
Drugi zdecydowanie większy meczet znajduje się w Bobo Dioulasso. Meczet został wybudowany pod koniec XIX wieku i, jak mówi nasz przewodnik, jest kwintesencją stylu sudańskiego z charakterystycznymi wystającymi belkami wspierającymi konstrukcję. Wnętrze meczetu to kilkanaście pomieszczeń, a może tylko jedno, ale podzielone ogromnymi kolumnami? Nie wiem… Na zewnątrz temperatura grubo ponad 40 st C, żar leje się z nieba, a w środku całkiem przyjemnie, można rzec dość rześko.
Oświetlenie meczetu to liczne otwory, które wpuszczają odrobinę światła, nie pozwalając aby ciepło dostało się do środka. Trafiłam na moment, kiedy meczet odnawiano, więc nie robił on takiego wrażenia jak jego malutki braciszek z Ouahabou.
W Bobo bardzo spodobała mi się za to część starego miasta, gdzie można spotkać wyznawców voodoo oraz ich miejsca kultu. Voodoo to chyba najbardziej niezrozumiała i zniesławiona religia świata, tak żywa w wielu krajach Afryki Zachodniej. Ale o tym później, w innej relacji.
Jeśli zapragniesz zobaczyć Afrykę Zachodnią napisz do nas.
Jeden komentarz w tym poście