To była szybka podróż, zaledwie kilka dni, podczas których przejechałam ok. 1300, może 1400 km. W skali tego kraju, 4 razy większego od Polski (1 mln 240 tys km2) to naprawdę pryszcz….

Mali to zakurzony i w dużej mierze zbudowany z „gliny” kraj. Biedny, jednakże niezwykle kolorowy, a to za sprawą urzekających strojów kobiet i mężczyzn z wielobarwnej bawełny. Mali to ziemia bogata w złoża złota na południu, soli na północy oraz chwaląca się skarbami mądrości – XIII wiecznymi starodrukami – zgromadzonymi w Timbuktu, Dżenne i Mopti.

Na tę chwilę nie wszędzie można pojechać. My zrobiliśmy trasę, która nie budziła wątpliwości pod kątem bezpieczeństwa. Ale Mopti, do którego chciałam dotrzeć, czy osławione Timbuktu ciągle jest poza zasięgiem.
Zresztą będąc już w Mauretanii, czyli tuż po naszym wyjeździe z Mali, usłyszeliśmy o ataku terrorystycznym na granicy z Nigrem. To ciągle bardzo niespokojny rejon – bojownicy Al-Kaidy oraz bojownicy innych grup powiązanych z IS, krótko mówiąc terroryści, starają się wywoływać lokalne konflikty. Na przykład między rolnikami (wyznania chrześcijańskiego) i pasterzami (muzułmanami) walczącymi o ziemię. Co więcej, podsycają spór religijny między tymi grupami.
Tak naprawdę kraj pogrążony jest w chaosie od 2012 roku i warto pamiętać, że tylko wtedy aż 200 tys. jego mieszkańców musiało uciekać z domu i przemieścić się z regionów północnych i wschodnich na południe, natomiast ok. 600 osób straciło życie.

gliniany interior

Mali nigdy nie było w czołówce krajów przyciągających turystów i to nie dlatego, że nie ma się czym pochwalić, ale o tym za chwilę.
Liczba turystów nigdy nie przekroczyła 200 tys. rocznie, a w 2012 r. spadła do 10 tys. Obecnie jest ich około 100-150 tys. przy czym największą grupę stanowią Francuzi. Jest to zrozumiałe gdyż Mali, to część frankofońskiej Afryki Zachodniej, choć i ta sytuacja teraz się zmienia. Malijczycy nie chcą już wpływów Francuzów w swoim kraju. Kazali im się wynieść, a ich sympatie niestety przechylają się w stronę Rosji 🙁
Francuzi w lutym 2022r. wstrzymali loty do Bamako, zlikwidowali swoją placówkę, ograniczyli ilość wojska, a choć teraz sytuacja nieco się ustabilizowała i połączenia zostały wznowione, to Francja na pewno jest na cenzurowanym.

Wracając jednak do statystyk turystycznych – liczba odwiedzających Mali jest jak widać szokująco niska i plasuje ten kraj dopiero na 155 miejscu w światowym rankingu turystycznych destynacji. Wśród 46 krajów Afryki subsaharyjskiej państwo to jest dopiero na ok. 30 pozycji!
Pandemia także nie przyczyniła się do wzrostu ilości turystów. Przewodnik w Djenne z rozrzewnieniem wspominał niemałe ilości odwiedzających w swoim zatrzymanym w czasie mieście, w czasach sprzed pandemii.

Jeszcze jedna informacja, która daje wyobrażenie o tym kraju. Ilość mieszkańców Mali to ok. 20 mln osób. Do 2035 roku ma się ona podwoić…. to widać na ulicach, targach i placach

A teraz parę słów o miejscach, które widziałam.

BAMAKO

Lokalni mówią, że liczy 6 mln mieszkańców. Położone nad Nigrem, na pewno jest bardzo rozległe i …. brzydkie. Nie ma na czym oczu zawiesić. Nawet najważniejsze budowle w państwie nie wyglądają (kilka razy usłyszałam, że są darem od Libii), a najlepsze hotele bardzo odbiegają od utartych standardów. Co gorsza tylko niektóre ulice są asfaltowane, a zdecydowana większość jest po prostu bita. Kurzu w powietrzu jest co niemiara. Przy każdej ulicy prężnie i głośno odbywa się handel, drogi są zakorkowane i jeździ po nich wielka liczba, wpychających się wszędzie skuterów. Ogólnie panuje chaos, bałagan i kurz…

KOULIKORO

Jakieś 60 km od Bamako znajduje się Koulikoro, miejsce dla nas dość …. dziwne. Odbywa się tu „sand fishing” co, jak się okazało, jest zajęciem bardzo popularnym i intratnym w Mali.
O co chodzi?
No tak, o piasek potrzebny do budowy. Niger w wielu miejscach jest płytki, tam gdzie te płycizny występują, lokalni rybacy łowią piasek. Łodzią wypływają w określone miejsca, wybierają z dna piasek, załadowują na łódź, potem wyładowują go na brzeg, skąd przeładowywany jest na ciężarówki, które zawożą go w miejsca zbytu lub na określone budowy. A wszystko to koronkowa, ręczna robota, w 40 paro stopniowym upale….

W okolicy Koulikoro jest jeszcze parę ciekawostek. Skała w kształcie leżącego wielbłąda, oraz meczet Faramissiri w jaskini. Pojechaliśmy zobaczyć obie.
Wielbłądzia Skała znajduje się na obrzeżach wioski. Przybywają do niej pielgrzymi, by pomodlić się o pomyślność. Zostawiają dary, z których może skorzystać wioskowa populacja. Dookoła jest sporo drzew mango, hoduje się bydło, uprawia bawełnę, proso i kukurydzę. Niedaleka obecność Nigru niesie nadzieję w tym wysuszonym rejonie.

A meczet Faramissiri w jaskini gromadzi liczną dzieciarnię, która uczy się przepisując Koran na drewniane tabliczki. Meczet założony jest jest przez lokalnego uczonego, który za każdym razem wita swoich gości pobierając za wizytę opłatę i przekazując dobre słowo.

SEGOU i SEGOUKORO oraz SAN

Region Segou to historycznie bardzo ważna część Mali, która pod koniec XVII wieku rozwinęła się jako stolica królestwa Bambara. Rozkwit tego królestwa przypadł na XVIII wiek. To miejsce słynie także z kolonialnej zabudowy (profrancuskiej), którą widać gdy przejeżdża się przez miasto oraz pracowni w których farbuje się bawełnę techniką zwaną tu bogolan. Bawełniana tkanina farbowana i dekorowana jest naturalnymi barwnikami wyrabianymi z kory drzew i liści oraz błota z rzeki Niger. Ségou ma kilka warsztatów, w których można zobaczyć ten proces, samemu coś zafarbować i w ramach możliwości zakupić drobną pamiątkę 🙂
Chwilę spacerowaliśmy po mieście, obejrzeliśmy także produkcję lokalnego piwa z prosa suszonego na słońcu na podwórku jednej z wielopokoleniowych rodzin. Piwo smakuje piwem, ale sam wygląd nie zachęca …

Do Segoukoro dostaliśmy się z Segou łodzią. Płynęliśmy pod prąd bardzo szerokiego w tym miejscu Nigru. Ku naszemu sporemu zaskoczeniu wzdłuż rzeki przez cały czas ciągną się maleńkie ogródki z pieczołowicie obsadzonymi grządkami. Wszystko jest zadbane, wyplewione, podlane. Wygląda to naprawdę imponująco. Na brzegu rybacy naprawiają sieci, a kobiety myją gary, siebie i dzieci oraz piorą.

pola uprawne nad Nigrem – rzeką, która z Gwinei zamiast prosto do oceanu zmierza w głąb Afryki i poprzez Mali, Niger i Benin biegnie do Nigerii. Jest trzecią najdłuższą rzeką Afryki (4221 km).

Segukoro to zaskakująca wioska, kiedyś centrum królestwa Bambara, z którego powstaniem związana jest taka oto legenda:
Król Segukoro miał matkę, która lubiła uprawiać ogród warzywny. On sam był animistą, ale jego matka była muzułmanką. Król postanowił zrobić mamie zrobić przyjemność i postawił jej meczet w swoim królestwie. Był dobrym synem.
Któregoś dnia zauważył w ogródku warzywnym swojej matki demona, który kradł warzywa. Nie każdy może zauważyć demona, trzeba mieć specjalne moce by tak było. Król zwrócił się więc do demona:
– Zabije cię, bo kradniesz warzywa mojej matki!
Demon na to:

– Nie zabijaj mnie, a wezmę cię do moich rodziców, którzy pomogą ci stać się potężnym królem.
Król zgodził się, a demon kontynuował:

– Tylko nie proś ich o złoto czy bogactwa. Poproś ich o proso i trochę mleka z piersi mojej matki do ucha.
Lekko zdziwiony władca przystał na to. Gdy przybyli do rodziców demona, ten powiedział, że warzywa kradł właśnie dla nich. Król zapytany przez rodziców po co przyszedł wyjaśnił sytuację i poprosił o to, co sugerował mu demon. Otrzymał proso oraz kroplę mleka z piersi matki demona do ucha.
Demon powiedział mu tak:

A teraz pamiętaj, że jesteś bezpieczny gdyż jeśli tylko ktoś chciałby się ciebie pozbyć to usłyszysz o tym dużo wcześniej dzięki kropli mleka mojej matki, które masz w uchu. I zrób tak: posadź proso na polach, ale gdy przyjdzie pora zbiorów nie zbieraj niczego. Pozwól ptakom zjeść zboże i roznieść wiadomość o tobie do okolicznych wiosek.
Tak też się stało, a gdy okoliczni wieśniacy usłyszeli o dobrym królu, to sami chcieli stać się jego poddanymi i w rezultacie król stał się największym królem z 320 wioskami, które się mu poddały.

KONIEC LEGENDY 🙂

Wioska Segoukoro kryje więc coś więcej niż tylko piękny gliniany meczet oraz meczet wybudowany dla matki króla. Pomiędzy domostwami ukryte jest niewielkie muzeum pokazujące dom i mauzoleum króla Bitona Coulibaly (1712-1755) – założyciela Imperium Bambara. Wioska pełna jest dzieciaków, dzieciaki jak zwykle są spontaniczne, ciekawskie i bardzo wesołe. Ale życie w takich warunkach dalekie jest jest od łatwego….. To pewne.

Obydwa meczety w Segoukoro są miniaturowe i chyba z tego powodu robią takie wrażenie. Meczet wybudowany dla matki króla (ten jaśniejszy) opanowały osy, ich obecność, jak nam powiedziano, świadczy o tym, że ochraniają one wioskę…. Jakie to ujmujące wytłumaczenie obecności os w meczecie, prawda? 🙂
Przed drugim (ochrowym) nasz przewodnik Mohamed pręży się w pięknym, kolorowym stroju. Przez ramię ma przewieszoną ponad 100 letnią torbę z tłoczonej i wyszywanej muszelkami skóry, która należała do jego dziadka, ma także tykwę na lokalne piwo (na wszelki wypadek) przytłoczoną do pasa. Skoro o piwie, czyli o alkoholu, to powiem tym zainteresowanym, że w kraju, który deklaruje, że 87% ludności wyznaje islam, z kupieniem, dostaniem alkoholu nie ma najmniejszego problemu.

A teraz przenieśmy się do San.
Meczet w San to takie preludium do Wielkiego Meczetu w Dżenne. Podobny widzieliśmy także w Burkinie Faso w drodze z Wagadugu do Bobo Dioulasso i samym Bobo. Zwieńczony jest skorupkami po strusich jajach symbolizujących szczęście oraz charakterystycznym półksiężycem z gwiazdką.
Samo miasto San jest raczej przystankiem w drodze do jeszcze bardziej na północ wysuniętych Dżenne oraz Mopti.

JESZCZE TAKIE ZAGADNIENIE – RASIZM W MALI…

Można powiedzieć, że ma się dobrze.
A z czego wynika?
Niemal połowa 20 mln populacji Mali to lud Bambara (tradycyjnie zajmowali się myślistwem i rolnictwem, przyjęli islam dopiero w II poł. XIX w. czyli pod rządami Fulani), około 10-15 proc. to Fulani (są koczownikami, hodującymi bydło, kozy i owce, wyznają islam, ich tradycyjnym strojem są długie zwiewne skromnie haftowane szaty), 10 proc. Tuaregowie (tradycyjnie są nomadami, podróżują po pustyni i jej obrzeżach, zajmują się hodowlą bydła i kóz, wytwarzaniem biżuterii), a 6 proc. Songhai (ludzie z rejonu rzeki Niger żyjący głównie z pracy na ziemi i rzemiosła) i tyle samo jest też Dogonów (są ludem rolniczym żyjącym głównie z uprawy prosa, wyróżnia ich mitologia i odrębna kultura). Wszystkie te ludy mają tradycje państwowe i to na tych samych obszarach….. to naprawdę niezły etniczny kocioł… Każde z tych ludów miało swoje 5 minut w historii, a teraz muszą żyć wspólnie na sztucznie wytyczonym terytorium, które nie uwzględnia setek lat zaszłości historycznych.
I jeszcze jedno – choć większość z nich według naszych standardów jest czarna, to według afrykańskich – nie, a tuareska arystokracja kolorem skóry i rysami twarzy bardziej przypomina Arabów. Tuaregowie są bowiem częścią większej społeczności berberyjskiej i mówi się, że są „czerwonoskórzy” dla odróżnienia od pozostałych „czarnoskórych”. To wszystko ma ogromne znaczenie, gdyż Tuaregowie nigdy nie zaakceptowali przyłączenia ich terenów do Mali rządzonego z południa przez czarnoskórych 🙁

A NA KONIEC – BAOBABY

Bardzo monotonny krajobraz Mali, który mijaliśmy na naszej trasie, przerywany był naprawdę licznymi baobabami. Ja nie mogłam oderwać wzroku od tych monumentalnych, dumnych drzew. Oprócz tego, ze faktycznie doskonale się prezentują, mają znaczenie nie do przecenienia w normalnym życiu wioski.
Wiemy, że baobab to drzewo o pękatym pniu, które przez większość roku jest bezlistne. Może mieć do 30 m obwodu, ma ok 12-18 m wysokości. Gdy tylko pojawia się pierwszy deszcz baobab zaczyna wypuszczać liście i kwiaty.
Dlaczego napisałam, że baobab jest nie do przecenieni dla wiosek interioru?
Po pierwsze liście, owoce i kora są szeroko stosowane jako środek przeciw febrze, dyzenterii, zapaleniu oczu czy chorobom nerek.
Po drugie korzenie młodziutkich siewek są jadalne. Pędy są spożywane jak szparagi. Młode liście, bogate w witaminę C stanowią warzywo. Z mączystego miąższu owoców wytwarza się orzeźwiające napoje i podobno zupy. Nasiona zawierają 38-63% jadalnego oleju, nieulegającego niemal jełczeniu.
Po trzecie z kory otrzymuje się bardzo mocne włókna, stosowane podobnie jak włókna juty lub do wyrobu papieru.. itd itp

A o meczecie w Dżenne, manuskryptach i poniedziałkowym targu pod meczetem napiszę w osobnym wpisie…. Do usłyszenia.

a tu link do II części: