Djenne to w końcu najważniejsze miejsce w Mali, to tu jest największy na świecie gliniany meczet. Już wjeżdżając do miasta mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Nie ma tu żadnych innych budowli oprócz glinianych. Cała ciasna zabudowa, podzielona wąskimi uliczkami zrobiona jest tylko z tego materiału. Po uliczkach chodzą kolorowe kobiety z koszami towarów na głowie, większość z nich jest w ciąży lub z dzieckiem w tobołku na plecach tak, że z przodu widać tylko dwie maleńkie stópki pod łokciami kobiety. Kozy, krowy, wychudzone kury, dzieciaki większe i mniejsze wszystkie są czymś zajęte.
Cegły suszone na słońcu, z których powstało miasto, zrobione są z gliny pochodzącej z otaczającej Djenne rzeki Bani, z masła shea i liści baobabu. Są bardzo odporne, bardzo twarde, ale coroczna pora deszczowa zmywa wierzchnią warstwę gładzi lub inaczej tynku mułowego, który pokrywa konstrukcję. Gładź ta rokrocznie nakładana jest w czynie społecznym przez ochotników na ściany Wielkiego Meczetu w Djenne.
Długość i szerokość ścian meczetu to 75 na 75 metrów. Wysokość jego ścian to nawet 16 metrów. Budowla posiada trzy schodkowe minarety, a ściany mają zróżnicowane ukształtowanie nadające jej niezwykłego charakteru. Szczególne dla tego budynku są także wystające z boków belki. Belki te utrzymują konstrukcję i pozwalają na unikanie pęknięć, wynikających z dużych zmian temperatury i wilgotności. Służą one także za rusztowanie w czasie cyklicznych i uroczystych napraw, o których pisałam powyżej.
Jest tu też dobry przykład wpływów marokańskich na lokalną architekturę – mowa o małych okienkach w budynku powyżej oraz o wpływach… 🙁 hmm zapomniałam jakich (muzułmańskich, sudańskich – tak sudańskich 🙂 ) – ale wiem tyle, że środkowe pionowe „belki” budynku pokazują ilość żon właściciela, a „falbanki” na dachu, ilość dzieci 🙂 🙁
Zamieszkane od 250 roku p.n.e. Djenné od zawsze było centrum targowym i ważnym ogniwem w transsaharyjskim handlu złotem. Złoto w Mali wydobywa się od co najmniej XIV w, głównie w jego południowej części, przy granicy z Senegalem, Gwineą czy Wybrzeża Kości Słoniowej. Trzeba też wiedzieć, ze w XV i XVI wieku Djenne było jednym z ośrodków propagacji islamu.
CHARAKTERYSTYCZNA ZABUDOWA
To co jest niezwykle cenne to, to, że do tej pory przetrwało ponad 2 tys. domów zbudowanych w tradycyjny sposób. Ciekawostką może być także to, że toaleta w budynkach jest zawsze na piętrze….
A dlaczego? No cóż konstrukcja budynku jest taka, że przestrzeń pod kibelkiem, czyli dziurą w glinianej podłodze, jest omurowana z 4 stron tworząc takie szambo na wysokość 1 kondygnacji. A jak oczyszcza się szambo… podobno kopiąc dziurę w ulicy na odpowiednią głębokość i wycinając otwór w ścianie spuszcza się wszystko do tejże wykopanej dziury…. 🙁 …. wierzyć, nie wierzyć …. nie wiem 🙂
Idąc przez miasto wąskimi, zakurzonymi uliczkami z przekopanymi pośrodku kanałami, którymi ścieka woda z garów, czy prania naprawdę ma się wrażenie, że XXI wiek będzie za grubo tysiąc lat.
W szkołach koranicznych dzieci przepisują Koran atramentem nakładanym patyczkiem na drewnianą tabliczkę. Trzy razy dziennie uczniowie idą po domach, aby zebrać jedzenie. Jałmużna jest jednym z filarów islamu, także o miskę strawy nie jest na szczęście trudno.
Koło domów plątają się kozy, krowy, kury i mnogość dzieci.
MANUSKRYPTY
Manuskrypty są prawdziwym złotem dla współczesnych. Te z Djenne są mniej znane niż słynne manuskrypty z Timbuktu, ale równie ważne.
Wiele z nich jest doskonale zachowanych. Niespokojne czasy spędziły ukryte w piwnicach, skrzyniach w domach mieszkańców i wśród glinianych ścian meczetu. Unikalne dzieła traktują o dawnym handlu, komentują Koran, określają stosunki dyplomatyczne, mówią o zjawiskach astronomicznych, geografii, medycynie itd i itd…
…a to co w skrzyni, to manuskrypty nie do uratowania, zalane wodą z błotem podczas powodzi
oraz widok z dachu muzeum na Djenne
W 2014 roku, gdy północ Mali opanowali fundamentaliści islamscy, wyznaczając Timbuktu na stolicę swojego państwa manuskrypty w ilości setek tysięcy znalazły się w zagrożeniu. Fundamentaliści najpierw uznali poświęcone sufim mauzolea za bałwochwalstwo i zaczęli je niszczyć zapowiadając, że w Timbuktu nie ostanie się ani jedna stara budowla.
W styczniu 2015 roku wojska francuskie i rządowe bez walki odbiły Timbuktu (rejon jest nadal niestabilny i niebezpieczny). Islamiści cofając się podłożyli ogień pod dwie biblioteki, ale większości rękopisów na szczęście już w nich nie było. Ludzie przeszmuglowali je wcześniej z miasta tuż pod bokiem rebeliantów, wywożąc w metalowych skrzyniach na warzywa i owoce. Przez trzy miesiące w 2400 skrzynkach wyjechało 285 tys. manuskryptów. Ukryto je w prywatnych mieszkaniach w stolicy kraju Bamako.
– W mojej rodzinie były pokolenia wielkich naukowców i astronomów. Te manuskrypty to nasza historia i dziedzictwo, o które zawsze będę się troszczył – powiedział BBC dr Abdel Kader Haidara, właściciel jednej z większych prywatnych bibliotek. Szacuje, że zniszczonych zostało tylko kilkaset manuskryptów.
Historię manuskryptów i historię zdobycia przez Europejczyków Timbuktu świetnie opisuje Charlie English w „Przemytnikach książek z Timbuktu”. Polecam 🙂
TARG W DJENNE
Poniedziałkowy targ w Djenne robi niemałe wrażenie, ma się uczucie, że przybyli tu wszyscy. Dookoła kłębi się tłum pośród mnogości różnorakich straganów.
Kobiety kolorowe jak motyle, niezwykle wyraziste, prawie każda z dzieckiem na plecach na pewno wiodą prym. Sprzedają i kupują warzywa, zioła, suszony hibiskus, owoce w tym pyszne daktyle, ozdóbki, mięso, ryby, orzeszki i ciuchy. Mężczyźni skupiają się na śrubkach, drutach, narzędziach, dziwnych częściach, taczkach, targują się o kozy, kury i zerkają na przydatną kupę „chińszczyzny”.
Tag podzielony jest tematycznie, w jednym miejscu są warzywa i owoce, gdzie indziej mięso, gdzie indziej kupuje się kozy i owce, jest sporo straganów z przeróżnymi częściami do maszyn, są też ozdoby, materiały czy gotowe ciuszki.
W tłum potrafi wjechać na motorze gość z przytroczonymi za nóżki do kierownicy kogutkami. Wbija się też ktoś inny z taczkami, czy wielkim worem na plecach.
Ludzie są raczej przyjaźni, choć nie przepadają za tym, by robić im niespodziewane zdjęcia. W ogóle w Mali należy pytać o to, czy można kogoś sfotografować. Łączy się to potem z długą litanią powitań, którą w języku bambara, w naszym imieniu zaczyna przewodnik. Tu wymienić i pozdrowić należy nie tylko osobę, z którą się witamy, ale także jego najbliższą rodzinę, żonę, dzieci, rodziców, wujków, ciocie, dalszych kuzynów i litania ta trwa raz z jednej raz z drugiej strony przez naprawdę dłuższą chwilę. Krótkie cześć nie wystarczy, to pewne. Musimy pamiętać, że jesteśmy w Afryce, a Afrykańczycy mają czas, to my mamy zegarki 🙂 🙁
Smutno mi tylko, z tego powodu, że miasto przyjmowało rocznie ponoć ok 30 tys turystów, teraz nie ma tu prawie nikogo….
Jeśli chcesz dołączyć do grona „zdobywców” Djenne, zapraszamy…. 🙂