Wiele osób nie tylko zna ten piękny kraj, ale wręcz czuje się ekspertem tego kierunku :).
Nie ma się czemu dziwić, już od wielu wielu lat Polacy jeżdżą w te strony. Też byłam w Meksyku wielokrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego. Nie jest to wcale trudne w tak wielkim kraju.  
Myślę jednak, że miejsce, które odwiedziłam podczas mojego ostatniego pobytu jest znacznie mniej oczywiste i rzadko pojawia się w programach turystycznych. Mnie osobiście bardzo zaskoczyło i co ważne, naprawdę urzekło.

Zacznę od tego, że aby się tam dostać trzeba przejechać minimum 37 mostów i pokonać ponad 80 tuneli. Co ciekawe w jednym z tuneli tory wykonują obrót o 180 stopni przy spadku wysokości 30 m, a wszystko to wewnątrz ścian kanionu. Obecnie w świecie, który musi dążyć do ekologicznych form transportu podróż pociągiem, bo o nim mowa, spełnia ten właśnie wymóg. Pociąg El Chepe to luksusowy Express z panoramicznym wagonem widokowym i pokonuje trasę Chihuahua – Los Mochis, która to wiedzie do miejsca, które chcę Wam przybliżyć czyli Miedzianego Kanionu i jego mieszkańców.


Kanion robi wielkie  wrażenie  ogromem,  głębokością, żłobieniami  i kolorami. Jest głębszy niż Wielki Kanion w USA gdyż jego ściany mają wysokość do 1600 m, jest również bardziej kolorowy, jego ściany mienią się niezliczoną ilością  odcieni miedzianego i zielonego. Kanion de facto składa się z sześciu odrębnych kanionów powstałych w wyniku rwącego nurtu tutejszych rzek.

To co go wyróżnia i to chciałabym podkreślić, to fakt, że na dnie kanionu żyją Indianie, do których biali kolonizatorzy starali się dotrzeć od czasów podboju. To niezwykli ludzie do dziś noszący tradycyjne, wielobarwne stroje, żyjący wyjątkowo skromnie, w prostych domach bez prądu i wody. Przy odrobinie szczęścia, które mi akurat dopisało, można spotkać się z członkami plemienia nieskażonego zachodnią cywilizacją, których życie wkomponowane jest w naturę. Indianie Tarahumara, bo o nich mowa, chronią swoją kulturę i styl życia. W ich ojczystym języku nazywają się Raramuri, czyli biegacze. Dlaczego?
Powód jest wręcz prozaiczny – bo tak zdobywają pożywienie. Słyną z niezwykłej wytrzymałości, którą wykorzystują w czasie polowania. Tradycyjne łowy polegają na tropieniu i wielogodzinnej pogoni za zwierzyną. Biegi są naturalną częścią ich życia. Nie tylko pokonują ekstremalne odległości, ale robią to w trudnych warunkach, choć w otoczeniu fantastycznego krajobrazu z jego naturalnymi przeszkodami czyli szalejącą rzeką, górskimi szczytami, wąskimi ścieżkami i stromymi zboczami.

Jeśli sam/sama chciałbyś zwiedzić Barranca del Cobre i spotkać jego mieszkańców zadzwoń lub napisz do nas, chętnie cię tam zabierzemy.