Z czego słynie zachodnia część USA?
Z klimatycznych miast, słynnych dróg, niepowtarzalnych parków narodowych, niezwykłych formacji skalnych i….. i imponujących dzieł stworzonych ręką człowieka.
Tych, którzy chcieliby to wszystko zobaczyć wprowadzę w klimat kilkunastu miejsc, które rodzinie odwiedziłam.   

Stany Zjednoczone to czwarte pod kątem powierzchni i trzecie pod kątem ilości mieszkańców państwo świata. Jednym słowem wielki i ludny kraj. To, że żyje tu tak wiele osób odczuwalne jest w olbrzymich miastach wschodniego i zachodniego wybrzeża, ale w interiorze, nie ma się wrażenia, że jest tłoczno. Chcę przez to powiedzieć, że przestrzenie są olbrzymie.
W jednym kraju mamy wszystko, od lodowców, tajgi i tundry Alaski poprzez najgorętszą pustynię świata Dolinę Śmierci, wysokie Kordyliery, przepastne kaniony, niezmierzone, żyzne równiny, mokradła czy białe, karaibskie plaże z kokosowymi palmami pochylonymi nad wodą. Mamy tu także wszelkie możliwe klimaty i związane z nimi tornada, huragany, nagłe śnieżyce, powodzie i susze.
Czyli…. każdy znajdzie coś dla siebie 🙂 

A tak serio mówiąc ten przydługi wstęp jest tylko po to by przybliżyć Wam zachodnią część USA.
W ciągu 3 tygodni zatoczyłam pętlę od Los Angeles do Los Angeles zwiedzając to, co w USA najbardziej wartościowe, czyli…… parki narodowe w 4 stanach: Kalifornii, Newadzie, Arizonie i Utah oraz wszystko to, co wydało mi się interesujące i było na naszej trasie 🙂

Transport – słynne amerykańskie drogi

W tak wielkim kraju sposób przemieszczania się jest niezwykle ważny. Moim marzeniem było przejechanie, choć fragmentami, słynnych dróg USA. Musiałam je więc wpleść w cały i tak już mocno napięty plan.
W Los Angeles, w Santa Monica ma swój koniec i początek zarazem słynna Route 66, która łączyła Chicago z Miastem Aniołów, a potem z Santa Monica. To Droga Matka o długości prawie 4 tys. km! Jechałam jej fragmentami w Arizonie, po obejrzeniu monumentalnej Zapory Hovera leżącej na styku Arizony właśnie i Utah.
W niektórych miejscach, czas się zatrzymał! Stare zamknięte stacje benzynowe obwieszone tabliczkami Route 66, tacy jak my wariaci szukający wrażeń jadący wszelkimi możliwymi formami transportu, a najczęściej kamperami, furgonetkami lub na harleyach 🙂


Inną trasą marzeń była Pacific Coast Highway, słynna „jedynka” i zarazem najpiękniejsza trasa w USA łącząca San Francisco z Los Angeles. Od jakiegoś czasu trasa ta nie jest w całości przejezdna, osuwiska ziemi zniszczyły spore jej fragmenty. Zobaczyłam tą część, która wg mnie jest niezwykle urokliwa, kojarząca się ze świetnym kawałkiem „Cold Little Heart” Michaela Kiwanuki oraz serialem „Wielkie Kłamstewka”:).
Droga prowadzi między Santa Cruz przez ładne Monterey i ekskluzywne Carmel by the Sea zamieszkałe przez bogaczy i artystów, aż do słynnego Big Sur. Na początku wije się wzdłuż oceanu i jego pasma wydm, potem przecina miasteczka, Point Lobos (dobrych 10 km pięknego szlaku po nadmorskich wydmach i zatokach) i prowadzi aż do słynnego mostu Bixby Creek. Cały ten odcinek trasy od Carmel by the Sea przez kolejnych 110 km to rejon Big Sur. Tak naprawdę nikt nie potrafi wytyczyć granicy, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy ten uroczy skrawek kalifornijskiego wybrzeża.

Widoki są oszałamiające. Ostre skaliste klify spieniające turkusowe wody Pacyfiku, szerokie zatoki z przepięknymi, często niedostępnymi plażami, liczne wodospady – to główne atrakcje Big Sur.
Podróżując można zatrzymać się przy specjalnie przygotowanych punktach widokowych. Wspominałam już o Point Lobos , ale jest też Castle Rock View Point, Sur State Historic Park i wiele wiele innych. Przyroda zachwyca!
Big Sur swą nazwę zaczerpnął hiszpańskiej nazwy „el país grande del sur”, oznaczającej „Wielką Krainę na Południu”. Właśnie tutaj rozciąga się najwyższe pasmo gór przybrzeżnych  Sierra Nevada wznoszących się na 1500 m nad poziomem morza.

Aby niepotrzebnie nie przedłużać naszej trasy i ominąć mniej interesujące mnie miejsca z Los Angeles polecieliśmy do Las Vegas i po zatoczeniu pętli po parkach narodowych polecieliśmy z Las Vegas do San Francisco. Resztę trasy pokonaliśmy samochodem.
Jazda autem po USA to czysta przyjemność, drogi są łopatologicznie oznaczone, w dobrym stanie i z reguły są bardzo szerokie. Nie obyło się bez interwencji policji (na przelotowej drodze za złamanie przepisu), czy kradzieży plecaka – na naszych oczach – z auta zostawionego przy ulicy w San Francisco….
No tak, a ostrzeżenia, żeby niczego w aucie nie zostawiać są wszędzie…… 🙁
Dobrze, że ubezpieczenia mieliśmy solidne!
Polecam zresztą nie oszczędzać na ubezpieczeniu wynajmowanego auta. 

CDN…

przeczytaj kolejne wpisy o USA, już pojawiły się na naszym blogu 🙂

https://bit.ly/3je7FqZ