Czy tak kojarzy Wam się Brunei?
Mnie tak… Należy jeszcze dodać sułtana z niezliczoną ilością samochodów, niby otwartego na kosmopolityczne nowinki świata, a tak naprawdę konserwatywnego lidera dzierżącego władzę od ponad 5 dekad i obraz powoli się wypełnia.
Ekscentryczny Hassanal Bolkiah, ma zadatki na władcę absolutnego.
Dlaczego?
Może dlatego, że nowe prawo nakazuje karać chłostą za cudzołóstwo, homoseksualizm śmiercią przez kamienowanie, a karą za kradzież jest obcięcie prawej dłoni.
Przypominam, że żyjemy w XXI wieku(!), nie średniowieczu. Te prawa ustanowione w 2019 roku (!) oburzyły świat, ale oburzenie to niczego nie zmieniło…
Wiecie, że sułtan co sekundę jest bogatszy o 147 dolarów i jest drugim najbogatszym człowiekiem świata?
Jego rezydencja znajduje się w Księdze Rekordów Guinessa jako największy na świecie zamieszkany pałac, w którym znajdują się 1788 pokoje, 257 łazienek, garaże na 110 samochodów, pięć basenów, stajnie dla kucyków, by wymienić tylko te najważniejsze.
Ponadto sułtan jest …. nieomylny. Wszystko, co robi, jest dobre, bo nie może być złe (taki zapis dodał w 2004 r. do konstytucji, którą zresztą sam uchwalił).
I co najważniejsze jego słowo jest prawem.
No ale dość o sułtanie, bo choć jest twarzą Brunei, to państwo jest warte kilku słów więcej niż tylko wspomnienia, że władca jest kontrowersyjny.
Brunei wciśnięte jest między dwa duże malezyjskie stany Sarawak i Sabah znajdujące się na wyspie Borneo. Ma zaledwie 5700 km², co oznacza, że jest prawie 3 razy mniejsze od województwa małopolskiego.
Jego stolica Bandar Seri Begawan czyli w skrócie BSB wyróżnia się tym, że choć niewielka, znajdują się w niej niezwykle budowle. Wspomniany już wyżej olbrzymi pałac sułtana Istana Nurul Iman, a także największy na dalekim wschodzie meczet Omara Ali Saifuddiena.
Meczet wybudowany został w 1958 roku na niewielkim półwyspie, jest otoczony laguną, na której falach unosi się replika XVI-wiecznej łodzi królewskiej. Choć to tylko wyrażenie, w tym przypadku jest prawdziwe – meczet oślepia bielą marmurów i złotymi kopułami w dzień, a światłami iluminacji w nocy.
Trzecia sprawa, o której warto wiedzieć i ją zobaczyć, to niezwykle interesujące osadnictwo. Mowa o Kampong Ayer z malajskiego Wodne Miasto, albo jak kto woli „Wenecja Wschodu”. Magellan, który odwiedził ten skrawek Borneo w XVI wieku był ponoć twórcą tego ostatniego określenia.
Chociaż ludzie mieszkają w domach na palach w wielu krajach np. w Birmie, Peru czy w Beninie, Kampong Ayer uważa się, za najstarszą wioskę tego typu. Jego początki sięgają X wieku.
Podejmowano wprawdzie wysiłki, żeby mieszkających tu ludzi przenieść do domów na lądzie, ale próby władz spełzły na niczym. Okazało się że przyzwyczajenie i tradycje mają silne, jeśli nie bardzo silne korzenie 🙂
Rząd bardzo słusznie zdecydował więc, aby wioski poddać renowacji i przeprowadzono ją w latach 2007-2009. Utworzono z Kampong Ayer atrakcję turystyczną, postawiono tu budynek z muzeum obrazującym dzieje osady i ludzi ją zamieszkujących, zainstalowano także iluminację świetlną.
Obecnie Kampong Ayer zamieszkuje ok. 30 tysięcy ludzi – czyli co dziesiąty mieszkaniec Brunei. W zasadzie to nie jest jedna wioska, ale kilkadziesiąt osad, z których każda ma swojego przywódcę. Są w nich szpitale, straż pożarna, stacje benzynowe, szkoły, sklepy, restauracje, lokalne meczety, czyli wszystko to, co jest potrzebne do życia. Domy są przestronne, mają prąd, często klimatyzację i połączone ze sobą licznymi kładkami, po których pieszo i na rowerach poruszają się młodzi i starzy.
Poniżej zamieszczam widok Pałacu Sułtana od strony rzeki – jak się domyślacie nie widać zbyt wiele 🙂
Co z naturą? Jak to jest w tej części świata? Czy jest coś co wyróżnia Brunei od innych krajów?
Gęste lasy równikowe, stanowią aż 80% powierzchni Brunei. Co istotne, zdecydowana większość nie została jeszcze poddana eksploatacji, gdyż główne zyski przynosi handel ropą. Dzięki temu w leśnej gęstwinie Borneo można spotkać unikatowe gatunki zwierząt i ptaków w ich naturalnym środowisku.
To co można zobaczyć już kilka kilometrów od stolicy, to małpki proboscis czyli tzw. nosacze.
Gdzie żyją? Na Borneo właśnie, a dokładnie w przybrzeżnych lasach namorzynowych i w lasach deszczowych najchętniej wzdłuż rzek. Ponieważ nosacze najbardziej aktywne są od późnego popołudnia do wieczora, tę właśnie porę wybraliśmy, by popłynąć w głąb rzeki, w okoliczne lasy namorzynowe.
Nosacz nie jest nadmiernie ruchliwy, ale trudno go wypatrzyć w zielonej gęstwinie. Umie się ukryć tak, że wystaje mu tylko „czubek nosa” 🙂 albo niknie w wielu światłocieniach, które rzuca zachodzące słońce.
Nie umieszczę tu swojego zdjęcia, bo jest za słabe, ale żeby było wiadomo o kim mowa – voilà!
W brunejskiej dżungli spotkać można także warany oraz bardzo liczne krokodyle. Oba gatunki lubią przebywać wśród korzeni lasów namorzynowych, grzać się na pograniczu wody i lądu.
Wartą podkreślenia jest więc jakość lasów równikowych w Brunei i co za tym idzie naturalne środowisko różnorodnej fauny, która je zamieszkuje.
Żeby dopełnić wizerunku miasta BSB powiem tylko, że znaleźliśmy w nim także mały szafirowy kościółek katolicki św. Andrzeja, bardzo dobre sklepy :), niezłe jedzenie w lokalnych knajpkach, a co najważniejsze naprawdę życzliwych i uśmiechniętych mieszkańców.
Ciągle nie wiem jak się to ma do prawa szariatu pełnego drastycznych kar, które rządzi w tym państwie….
Wybierając się na Borneo, czy to do „łowców głów”, czy aby zobaczyć orangutany w naturze, warto zajrzeć do niewielkiego Brunei i na własne oczy przekonać się co w „dżungli piszczy”.
Nadmienię tylko, że wybrzeże Brunei choć miejscami zupełnie przyzwoite, ani nie jest szczególnie zagospodarowane, ani nie jest szczególnie urzekające.
Odpoczynek na plaży sugeruję w Malezji 🙂
Jakieś pytania?